Ojej, dawno tutaj nie pisałam... Ale chyba wracam po przerwie.
Co u mnie nowego? Niewiele. Ciągle to samo, życie płata mi figle mieszając mi myśli, krzyżując plany i stawiając na mojej drodze coraz to nowsze wyzwania i co gorsza - problemy. Ale na szczęście już w mniejszym stopniu. Jest lepiej, tak - przyznam to.
Straciłam po raz kolejny "przyjaciółki"... Sama nie wiem, to chyba dobrze. W końcu zaczynam odżywać i to marne życie zaczyna mi się podobać. Tak, tego chyba potrzebowałam. Może to głupio brzmi, ale to prawda.
Postawiłam sobie w końcu jakieś cele, nie żyję już z dnia na dzień bez sensu, choć mam jeszcze chwile słabości. Wiadomo, nie stanę się silnym człowiekiem tak z dnia na dzień. To tak, jakby słaby, sportowy amator po jednym treningu i po jednych zawodach został mistrzem świata. Nie, to tak nie działa. Uświadomiłam sobie, że życie jest jakie jest, ale sztuką jest przejść przez nie z uśmiechem - mimo tych wszystkich defektów, i przede wszystkim - nie poddawać się po jednej porażce.
Zaczynam walczyć o przyszłość, zaczynam walczyć o siebie. Czuję, że zaczynam w końcu dojrzewać.
poniedziałek, 26 marca 2012
sobota, 25 lutego 2012
Dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą.
Rodzice o wszystkim się dowiedzieli. W szkole też już dawno wiedzą. Może nawet i lepiej - nie mam czego ukrywać.
Spotkałam się dziś z NIĄ. Pogadałyśmy. Pogodziłyśmy się. Znów jesteśmy przyjaciółkami. Obydwie zostawiłyśmy JEGO za sobą. ON już się dla nas nie liczy. Nie pozwolimy już więcej, by przez jednego, głupiego faceta ta przyjaźń znów ucierpiała.
To już na prawdę koniec. Ten mroczny okres mam za sobą. Znów zaczynam normalnie żyć.
Dziękuję wszystkim osobom, które w pomogły mi się z tego wydostać i cały czas mnie wspierały. Paulina, Weronika, Andżelika, Paweł, Wojtek, Edyta, Aldona, Michał, Ania, Martyna, Natalia, Łukasz, Patryk, Agnieszka, Maddie, druga Ania, drugi Łukasz, druga Weronika, mama, pani Marta i wielu innych. Kolejność na prawdę nie ma znaczenia. I przepraszam tych, których nie zdołałam tutaj wymienić. Jestem wszystkim tym ludziom na prawdę wdzięczna. A przede wszystkim jestem wdzięczna Bogu, że postawił ich na drodze mojego życia, bo bez nich być może nie byłoby mnie już na tym świecie.
Spotkałam się dziś z NIĄ. Pogadałyśmy. Pogodziłyśmy się. Znów jesteśmy przyjaciółkami. Obydwie zostawiłyśmy JEGO za sobą. ON już się dla nas nie liczy. Nie pozwolimy już więcej, by przez jednego, głupiego faceta ta przyjaźń znów ucierpiała.
To już na prawdę koniec. Ten mroczny okres mam za sobą. Znów zaczynam normalnie żyć.
Dziękuję wszystkim osobom, które w pomogły mi się z tego wydostać i cały czas mnie wspierały. Paulina, Weronika, Andżelika, Paweł, Wojtek, Edyta, Aldona, Michał, Ania, Martyna, Natalia, Łukasz, Patryk, Agnieszka, Maddie, druga Ania, drugi Łukasz, druga Weronika, mama, pani Marta i wielu innych. Kolejność na prawdę nie ma znaczenia. I przepraszam tych, których nie zdołałam tutaj wymienić. Jestem wszystkim tym ludziom na prawdę wdzięczna. A przede wszystkim jestem wdzięczna Bogu, że postawił ich na drodze mojego życia, bo bez nich być może nie byłoby mnie już na tym świecie.
Po prostu walcz... I nigdy się nie poddawaj, walcz o to na czym Ci zależy.
A gdy padniesz - to powstań. I nie załamuj się, nie trać nadziei.
Dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą.
poniedziałek, 20 lutego 2012
Mam wrażenie, że teraz to już tak na prawdę się kończy... ten najgorszy jak dotąd okres w moim życiu psychicznym i emocjonalnym. Dzisiaj tak szliśmy z Dominikiem ze szkoły; on z zupką chińską, żelkami i chrupkami w rękach, a ja z batonikami popchanymi po kieszeniach. No i tak szliśmy i pochłanialiśmy nasze zapasy. Wyglądaliśmy jak para meneli włóczących się po wsi. Zastanowiłam się i stwierdziłam, że chcę w końcu żyć jakoś normalnie, nie mieć większych zmartwień i problemów... wiem, że może tak się nie da, ale chciałabym mieć co najmniej normalne problemy, jak inni nastolatkowie wokół mnie.
sobota, 18 lutego 2012
Moje "piękne" nóżki. |
Wczoraj zachowałam się karygodnie przy Wojtku i Aldonie. Widziałam ich miny, wyobrażałam sobie ich myśli. Wiedziałam, że to się źle skończy, mogłam zostać i z nimi nie iść... A potem w domu... znowu. Znowu ten cholerny napad histerii, znowu te chaotyczne rzucanie się na wszystkie strony, znowu te okropne dreszcze, znowu płacz, drapanie, cięcie...
Mam wrażenie, że siedzi we mnie druga osoba i kieruje mną w tych żałosnych momentach. Uczucie braku własnej woli, robię wszystko tak, jakby ktoś mną kierował... Chcę skończyć, duszę w sobie krzyk, w myślach szarpię się z tą "DRUGĄ JA". Ale wygrywam dopiero po wszystkim, kiedyś już to najgorsze się stało... Nienawidzę tego.
czwartek, 16 lutego 2012
Pani pedagog
Rano poszłam wkurzona i spóźniona do szkoły. Nie odzywałam się praktycznie do nikogo, okazywałam, jak bardzo mam wszystko gdzieś. Potem, na wychowawczej było kolejne spotkanie z panią pedagog odnośnie naszych odwiecznych problemów klasowych. Słuchałam tylko trochę, tak na prawdę myśli odbiegały mi gdzieś bardzo daleko. Opieracją głowę o ścianę, kurcząc się na stołku i owijając się swetrem gapiłam się w plakat o jakimś konkursie matematycznym.
Na przerwie usiadłam na schodach. Znów zobaczyłam panią pedagog, tym razem siedzącą obok mnie. Później siedziałyśmy całą lekcję we dwie w bibliotece i rozmawiałyśmy. Powiedziałam jej wszystko. Już mi nie zależało, żeby to ukryć. Zobaczyła nawet moje blizny. Dała mi kilka rad, opowiedziała o paru sprawach, rzuciła kilka niezłych pomysłów. Szczerze mówiąc, myślałam, że to będzie porażka, acz jednak ta rozmowa pomogła mi odrobinę. No i nie byłam na angielskim. grejt.
W zasadzie w obecnym momencie wszystko złe wróciło i ta godzina w bibliotece wydaje mi się bardzo odległa. Jeśli się odważę, to pójdę do niej jeszcze raz, tym razem sama... Na moje słowa, że nie potrafię sobie pomóc odpowiedziała, że w tym momencie sobie pomagam, rozmawiając z nią. Bo nie wszystko można załatwić wylewając swoje żale na blogach. Może częstsze rozmowy z nią dadzą mi w końcu spokój i pomogą odnaleźć szczęście? Obiecała, że mi w tym pomoże, jeśli tylko będę chciała. Lubię ją. Ona wie, o czym mówi. Wierzę, że jest w stanie pomóc mi choć trochę wyjść na prostą. Jeśli zdobędę siły i odwagę. Zobaczymy, jak będzie...
środa, 15 lutego 2012

Jest mi źle. Bardzo źle. Nie po raz pierwszy... Każdy człowiek cierpi. Każdy przeżywa problemy i trudości...
Ale to chyba pierwszy okres w moim życiu, w którym wydarzyło się tak wiele... to pierwszy okres w moim życiu, w którym problemy tak wyniszczyły mnie i moje otoczenie.
Przepraszam Was, z całego serca... przepraszam i mocno wierzę, że Wasze cierpienie w końcu minie, a i zostanie wynagrodzone. Te wszystkie moje boleści są i będą moim zadośćuczynieniem i karą. Mam nadzieję, w końcu wszyscy wyjdziecie na prostą... żyjąc na nowo, beze mnie.
Dzisiaj otululają mnie gorzkie, choć na pozór miłe wspomnienia. Ciągle myślę o przeszłości - i chyba robię źle. Powracają wszystkie emocje, wszystkie uczucia zdawają się być obecne i teraz, we mnie... aczkolwiek tylko momentami, po jakimś czasie to mija. Na szczęście...
Dzisiaj rozmawiałam szczerze z Pauliną... I ona pierwsza spytała: "Dominika, czemu teraz tak bardzo się zmieniłaś? Dlaczego?". Cóż, nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Burknęłam tylko coś o presji otoczenia i o wpływie kształtu TEJ sytuacji na moją osobę. Nikt biorący bezpośredni udział w tym zdarzeniu nie wyszedł, a w zasadzie nie wyjdzie z tego taki sam...
Alice i Diana się zgubiły ._.
niedziela, 12 lutego 2012
Dominika zmarła...
czwartek, 9 lutego 2012
Alice i Diana...
Taką przyjaciółką w tamtym momencie wydawała mi się Alice, srebrna żyletka.
Rozcięłam kawałeczek skóry na ręce, przy pomocy Alice. Kąciki moich ust powili uniosły się do góry na widok mikroskopowych kropelek krwi. Alice też zdawała się uśmiechać. Wydawało mi się, że leżąca gdzieś dalej Diana jest zazdrosna i popłakuje cicho. "Wybacz, kochanie. Jesteś zbyt tępa...", pomyślałam. Kolejne cięcie, kolejne kropelki krwi. Zaczynam płakać i osuwam się na podłogę. Nikt nawet nie podejrzewa, że leżę sama (w zasadzie to nie, bo leży ze mną Alice i Diana) na łazienkowej podłodze, że po moich policzkach płyną słone łzy, podobnie jak malutka stróżka krwi spływa po mojej ręce. Zaczynam zlizywać krew. Pyszna. Delikatny, metaliczny smak, jakby lekko słodkawa. Mmmm...
Słyszę głosy, ktoś się zbliża. Koniec tej komedio-dramatycznej sceny. Spuszczam rękawy swetra, ocieram łzy, biorę głęboki oddech. Spuszczam wodę w ubikacji, dla pozorów. Wychodzę ze sztucznym uśmiechem i... jakoś żyję dalej, ukrywając moją tajemnicę pod rękawem swetra.
wtorek, 7 lutego 2012
Jutro wyjeżdżam.
Jutro wyjeżdżam, więc dzisiaj dodaję ostatnią notkę...
Czuję się marnie. Chcę odepchnąć od siebie wszystkich ludzi, nie chcę, by jakikolwiek człowiek miał ze mną coś wspólnego. Nie chcę! Znowu jestem nade niemiła, wredna i bezwzględna. Nic i NIKT nie jest dla mnie ważny. Kill me.
Czuję się marnie. Chcę odepchnąć od siebie wszystkich ludzi, nie chcę, by jakikolwiek człowiek miał ze mną coś wspólnego. Nie chcę! Znowu jestem nade niemiła, wredna i bezwzględna. Nic i NIKT nie jest dla mnie ważny. Kill me.
"Cierpię. Jakiś nieznajomy smutek wlewa się w moje serce i zapełnia umysł. Idę tam, gdzie nie ma czegoś takiego, jak czas. Gdzie nic nie jest tym, czym się wydaje. Tam, gdzie nikt mnie nie zrani. Tam, gdzie nie istnieją łzy smutku. Pochłania mnie ta bezgraniczna ciemność. Nie boje się jej, niech jej smukłe ramiona mnie otoczą. Chcę poczuć, jak to wszystko odchodzi w zapomnienie. Jest wspaniale. Już nie muszę leżeć w tej kałuży krwi, która zwie się życiem. Już nie muszę znosić tego bólu, gdzieś tam, w środku. Ale teraz muszę się obudzić. Wrócić do rzeczywistości i czekać na NIĄ, aż w końcu przyjdzie i znów mnie przytuli. Tym razem na zawsze."
poniedziałek, 6 lutego 2012
Ruszyłam się z domu.
W końcu dzisiaj postanowiłam ruszyć się z domu, do Wezki. Było świetnie. Z resztą, nie mogło być inaczej. Mam mnóstwo ładnych zdjęć, z czego ogromnie się cieszę. Jestem trochę zmęczona, jednak kilkogodzinne latanie z aparatem po pokoju się opłaciło.
Jeśli chodzi o moje samopoczucie - jest już lepiej. Żyletki leżą nieużywane już od ponad tygodnia, może dwóch, więc jestem z siebie dumna. Miewam jeszcze napady histerii, ale bardzo rzadko. Czasem nadchodzą momenty, w których męczą mnie wyrzuty sumienia, wspomnienia i płacz. Ale to szybko mija. Na szczęście, bo wiadomo, że w takim stanie jestem zdolna do różnych rzeczy. Mama mówiła, że mam dzisiaj nie siedzieć do nocy przy komputerze i przed 00:00 położyć się spać... Chyba jednak posiedzę dłużej, nie zasnę o tej porze.
Muszę jeszcze posprzątać ciuchy z łóżka i ogarnąć ten bałagan na biurku. Potem poprzerabiam zdjęcia, w końcu tak lubię to robić. ;)
Dobranoc!
Jeśli chodzi o moje samopoczucie - jest już lepiej. Żyletki leżą nieużywane już od ponad tygodnia, może dwóch, więc jestem z siebie dumna. Miewam jeszcze napady histerii, ale bardzo rzadko. Czasem nadchodzą momenty, w których męczą mnie wyrzuty sumienia, wspomnienia i płacz. Ale to szybko mija. Na szczęście, bo wiadomo, że w takim stanie jestem zdolna do różnych rzeczy. Mama mówiła, że mam dzisiaj nie siedzieć do nocy przy komputerze i przed 00:00 położyć się spać... Chyba jednak posiedzę dłużej, nie zasnę o tej porze.
Muszę jeszcze posprzątać ciuchy z łóżka i ogarnąć ten bałagan na biurku. Potem poprzerabiam zdjęcia, w końcu tak lubię to robić. ;)
Dobranoc!
Moja mordka. Strasznie dziecinna.
niedziela, 5 lutego 2012
Chłopiec w pasiastej piżamie
Słucham The Black Keys. I nie wiem, co robić dalej. Może pomaluję, albo napiszę coś w moim zeszycie. Zobaczymy.
Wczoraj wieczorem napadła mnie ochota na oglądanie filmu. Trafiłam na Chłopca w pasiastej piżamie i nie pożałowałam. Jestem zdziwiona, że wcześniej nie widziałam tego filmu. Najzwyczajniej zaczęłam płakać. Od pewnego momentu łzy nie były w stanie wyschnąć na moich policzkach. To, co się WTEDY działo, jak traktowano tych LUDZI (tak, bo to byli LUDZIE), co z nimi robiono... to jest niewyobrażalne. Film ukazuje bezwzględnie tylko ludzką głupotę. Od dzisiaj nie będę w stanie zachować się obojętnie na dźwięk/widok głupich, rasistowskich żartów o Żydach bądź o innych ludziach wyznających inną wiarę, poglądy, czy ludziach o innym wyglądzie. Nigdy tego nie tolerowałam, ale od dzisiaj nie będę bać się temu protestować. Wszyscy jesteśmy ludźmi, jesteśmy RÓWNI. I powinniśmy szanować się nawzajem.
Wczoraj wieczorem napadła mnie ochota na oglądanie filmu. Trafiłam na Chłopca w pasiastej piżamie i nie pożałowałam. Jestem zdziwiona, że wcześniej nie widziałam tego filmu. Najzwyczajniej zaczęłam płakać. Od pewnego momentu łzy nie były w stanie wyschnąć na moich policzkach. To, co się WTEDY działo, jak traktowano tych LUDZI (tak, bo to byli LUDZIE), co z nimi robiono... to jest niewyobrażalne. Film ukazuje bezwzględnie tylko ludzką głupotę. Od dzisiaj nie będę w stanie zachować się obojętnie na dźwięk/widok głupich, rasistowskich żartów o Żydach bądź o innych ludziach wyznających inną wiarę, poglądy, czy ludziach o innym wyglądzie. Nigdy tego nie tolerowałam, ale od dzisiaj nie będę bać się temu protestować. Wszyscy jesteśmy ludźmi, jesteśmy RÓWNI. I powinniśmy szanować się nawzajem.
Jeśli masz wolny czas, albo jeśli będziesz go miał/a, to KONIECZNIE zobacz ten film. Jest on dostępny TUTAJ, na YouTube, więc możesz go obejrzeć choćby zaraz, bez limitów i ograniczeń.Warto poświęcić 1,5 godziny.
czwartek, 2 lutego 2012
Już nic nie wiem.
Już nie wiem. Nic nie wiem. Żyję, bo muszę. I już. Gubię się we wszystkim. Wiem, powtarzam się. Ale sytuacja ciągle nie ulega zmianie. Wszystkie nawyki i uzależnienia wracają, nawet się nasilają. Chciałam mniej czasu spędzać przy komputerze - nic z tego. Zaczęłam zapuszczać paznokcie i już nawet bardzo dobrze mi szło - wczoraj wszystko obgryzłam z nerwów. Z żyletką też miał być koniec - nie dałam sobie rady. Świeże blizny po raz kolejny zdobią moje uda. beautiful.
Zastanawiam się, czy kiedykolwiek uda mi się wyjść z tych dołków i zaprotestować owocnie temu wszystkiemu. Nie wiem... Tak wiele się zmieniło.
Nienawidzę ludzi. Nienawidzę wychodzić z domu. Nienawidzę słuchać ich fałszywych i pustych słów. Nie potrzebuję słów. Chcę się po prostu do kogoś przytulić. Do kogoś, kto mnie rozumie, do kogoś, kto nie będzie mi się narzucał, kto nie będzie mi próbował pomóc za wszelką cenę...
poniedziałek, 30 stycznia 2012
Nie mam siły na pisanie moich chorych refleksji. Nawet nie potrafię wynaleźć tematu. A więc dzisiaj tylko krótki opis minionego dnia.
Byłam w mieście z dziewczynami na zakupach. W zasadzie jeśli chodzi o ciuchy to nic nie kupiłam. Dużo wydałam na samo jedzenie, jak to ja. Dużo pieniędzy udałam na kosmetyki. Chyba jeszcze nigdy nie wydałam tyle na raz za głupie malowidła. W empiku znalazłam cudowną książkę, może sobie kupię na następny raz. Jestem okropnie zmęczona.
Stare zdjęcie przywołujące ten beztroski i piękny czas...
sobota, 28 stycznia 2012
28 I 2012
Życie leci dalej, już ferie. Potem drugi semestr. Już minęło pół roku! Olaboga, jak to przeleciało.
Myślałam, że przez te cholerne ACTA przestanę pisać bloga, ale jak widać cała ta sprawa nie działa, bo w internecie chyba wszystko okej, tak jak było wcześniej. Dzięki Bogu.
Rodzice i młodszy brat na hucznej imprezie urodzinowej, starszy brat gdzieś sobie poszedł, babcia śpi, siostra ze swoim chłopakiem migdalą się u siebie w pokoju. Wieczór jest mój! :)
Nie mam pojęcia, o czym pisać... no cóż. Notka powoli będzie dobiegać końca.
Na koniec chciałabym serdecznie podziękować wszystkim czytelnikom. Czuję, że te wszystkie moje wypociny jednak nie idą na marne.
Za szczególne wsparcie dziękuję Agnieszce i Łuksiowi. Pozdrawiam Was serdecznie, moi kochani!
Myślałam, że przez te cholerne ACTA przestanę pisać bloga, ale jak widać cała ta sprawa nie działa, bo w internecie chyba wszystko okej, tak jak było wcześniej. Dzięki Bogu.
Rodzice i młodszy brat na hucznej imprezie urodzinowej, starszy brat gdzieś sobie poszedł, babcia śpi, siostra ze swoim chłopakiem migdalą się u siebie w pokoju. Wieczór jest mój! :)
Nie mam pojęcia, o czym pisać... no cóż. Notka powoli będzie dobiegać końca.
Na koniec chciałabym serdecznie podziękować wszystkim czytelnikom. Czuję, że te wszystkie moje wypociny jednak nie idą na marne.
Za szczególne wsparcie dziękuję Agnieszce i Łuksiowi. Pozdrawiam Was serdecznie, moi kochani!
Kawałek mojej grzywy.
środa, 25 stycznia 2012
Wszystko toczy się dalej.
Dzisiejsze przeżycie jeszcze bardziej poplątało moje chore myśli, jednak jest to przeżycie dość pozytywne... choć nie do końca. Problemy leżące po mojej stronie blokują to wszystko, ON nie jest niczemu winien... Bardzo Go doceniam za Jego starania, że w ogóle odważył się na ten czyn. Ale musiałam odmówić. Mimo wszystko okoliczności nie pozwalały mi na inną odpowiedź. Tylko czas jest tutaj najlepszym rozwiązaniem.
Dzisiaj prawie cały czas się "śmiałam", pedagog jest zachwycona. Bynajmniej już nie muszę z nią rozmawiać na TEN temat... Doceniam jej starania, w końcu jest pedagogiem, ale bez przesady.
poniedziałek, 23 stycznia 2012
Upadła księżniczka
Upadła, niedoszła księżniczka w cieniu rzuconych na nią chaotycznych słów, wyjadająca własne wnętrzności... oto, co o sobie powiem.
Nie mam do siebie sił...
sobota, 21 stycznia 2012
Jesteśmy tylko ludźmi.
Czy jestem wredną, głupią egoistką? Czy może jestem nadal tą sympatyczną, wiecznie wesołą i starającą się wszystkim dogodzić dziewczyną, którą tak długo udawałam? W pewnym sensie jestem i tą, i tą. Tą pierwszą jestem z natury. Zawsze byłam inna, nie starałam się nigdy nikomu dogadzać. Z czasem, pragnąc cieszyć się większą popularnością i szacunkiem, starałam się usatysfakcjonować, schlebiać wszystkim, choćby na swoją niekorzyść. Przez ostatnio wydarzenia postanowiłam zdjąć tą maskę. Co z tego, że nadal starałam się pomagać wszystkim dookoła, skoro w moją stronę padły tak chaotyczne i raniące słowa, myśli i czyny? Nic z tego, po prostu się załamałam i zrobiłam parę okrutnych, głupich rzeczy, na jakie wcześniej nigdy się nie odważyłam.
Przekonałam się, że ludzie nigdy nie będą w stosunku do mnie całkiem lojalni, nawet, jeśli ja będę taka wobec nich. Prędzej czy później okażą swoją "wdzięczność".
Nie chcę już też udawać idealnej i starać się taką być. W przeciwności - za jeden mały błąd obarczać będą mnie pretensjami. A ja będę ponosić poczucie winy i karać się za jeden, głupi błąd, który nie jest pierwszy i nie ostatni. I przecież każdy człowiek popełnia błędy, większe i mniej, i nie można go skazywać na wieczne potępienie, jeżeli takową omyłkę wyrządzi...
Nie chcę już też udawać idealnej i starać się taką być. W przeciwności - za jeden mały błąd obarczać będą mnie pretensjami. A ja będę ponosić poczucie winy i karać się za jeden, głupi błąd, który nie jest pierwszy i nie ostatni. I przecież każdy człowiek popełnia błędy, większe i mniej, i nie można go skazywać na wieczne potępienie, jeżeli takową omyłkę wyrządzi...
Jesteśmy tylko ludźmi.
Nie chcę tymi słowami się wybraniać, nie chcę robić z siebie ofiary. Po prostu chcę zwrócić uwagę na bardzo istotną sprawę, która została przytoczona powyżej. Nie dotyczy to tylko mnie, ale wszystkich ludzi.
Nie chcę tymi słowami się wybraniać, nie chcę robić z siebie ofiary. Po prostu chcę zwrócić uwagę na bardzo istotną sprawę, która została przytoczona powyżej. Nie dotyczy to tylko mnie, ale wszystkich ludzi.
piątek, 20 stycznia 2012
Kłamstwa, problemy, pretensje...
Ojej! Obserwatorów ciągle przybywa. Jest ich aż jedenastu! :o To i tak dla mnie ogromne zaskoczenie.
Z dnia na dzień wiem coraz mniej. Nadmiar problemów, kłamstw, obowiązków... to wszystko mnie przygniata. Nie tnę się już. Jak na razie mam przewagę w tej walce. Tabletki nasenne też spoczywają sobie spokojnie na dnie szafki, pod książkami. Tylko czasem biorę jedną, lub dwie wieczorem, bo problemy ze snem też ostatnio miewam.
Znajomi i przyjaciele mają do mnie pretensje za moją zmianę. Twierdzą, że udaję inną osobą, kiedy to tak na prawdę już nie udaję na siłę szczęśliwej. Po prostu żyję sobie po swojemu, nareszcie. Być może nie jest kolorowo, być może teraz też nie jestem do końca szczęśliwa, ale bynajmniej już nie pozuję...
Z dnia na dzień wiem coraz mniej. Nadmiar problemów, kłamstw, obowiązków... to wszystko mnie przygniata. Nie tnę się już. Jak na razie mam przewagę w tej walce. Tabletki nasenne też spoczywają sobie spokojnie na dnie szafki, pod książkami. Tylko czasem biorę jedną, lub dwie wieczorem, bo problemy ze snem też ostatnio miewam.
Znajomi i przyjaciele mają do mnie pretensje za moją zmianę. Twierdzą, że udaję inną osobą, kiedy to tak na prawdę już nie udaję na siłę szczęśliwej. Po prostu żyję sobie po swojemu, nareszcie. Być może nie jest kolorowo, być może teraz też nie jestem do końca szczęśliwa, ale bynajmniej już nie pozuję...
wtorek, 17 stycznia 2012
To już za mną.
Mam za sobą dzisiaj dwie poważne rozmowy. Jedna w sumie nie była do końca rozmową i nie była tak żenująca, jak ta druga. Ale cóż. Wybrnęłam z tego, mam to za sobą... W końcu myślę, że to już koniec. Będę jeszcze długo się po tym zbierać, ale mam nadzieję, że już nikt z NAS nie będzie do tego wracał...
Poza tym mam w miarę dobry humor. Tylko masę nauki. To jest przygnębiające... na samą myśl mam ochotę rzucić szkołę. Ale muszę się przyzwyczajać, z czasem będzie coraz trudniej.
Okej. Wyłączam komputer. Mam zamiar zrobić jeszcze zadanie z matematyki i poczytać nowo wypożyczoną książkę Tolkiena - Silmarillion. Ktoś może czytał? Jakie są Wasze opinie?
Poza tym mam w miarę dobry humor. Tylko masę nauki. To jest przygnębiające... na samą myśl mam ochotę rzucić szkołę. Ale muszę się przyzwyczajać, z czasem będzie coraz trudniej.
Okej. Wyłączam komputer. Mam zamiar zrobić jeszcze zadanie z matematyki i poczytać nowo wypożyczoną książkę Tolkiena - Silmarillion. Ktoś może czytał? Jakie są Wasze opinie?
Na deser ciekawe zdjęcie kawałka moich "cudownych" ud i wspaniałej (tu nie ma ironii) grzywki.
poniedziałek, 16 stycznia 2012
Jeszcze żyję...
Poniedziałek. Pierwszy dzień tygodnia. Uznaję za niezbyt udany, aczkolwiek pod pewnym względem nie najgorszy.
Dobija mnie wszystko wokół. A najbardziej moja klasa. Głównie chłopcy. Nie mogę pojąć, kto wymyślił wiek dojrzewania i typowe zachowanie w tymże wieku?! Chyba urodziłam się nie w tej epoce, co trzeba...
Nikt się chyba już mną nie obchodzi. Wyszłam sobie z lekcji cała nabuzowana, a pani nawet nie zauważyła. To, że jeszcze żyję zawdzięczam Andżelice, Wojtkowi, Pawłowi, Paulinie, Aldonie, Edycie i kilku innym osobą.
Żyletka już w zasadzie mnie nie pociąga. Nie daje mi tej... satysfakcji? Kupiłam dzisiaj jakieś pigułki nasenne, ale chyba jutro je wyrzucę...
Dobija mnie wszystko wokół. A najbardziej moja klasa. Głównie chłopcy. Nie mogę pojąć, kto wymyślił wiek dojrzewania i typowe zachowanie w tymże wieku?! Chyba urodziłam się nie w tej epoce, co trzeba...
Nikt się chyba już mną nie obchodzi. Wyszłam sobie z lekcji cała nabuzowana, a pani nawet nie zauważyła. To, że jeszcze żyję zawdzięczam Andżelice, Wojtkowi, Pawłowi, Paulinie, Aldonie, Edycie i kilku innym osobą.
Żyletka już w zasadzie mnie nie pociąga. Nie daje mi tej... satysfakcji? Kupiłam dzisiaj jakieś pigułki nasenne, ale chyba jutro je wyrzucę...
sobota, 14 stycznia 2012
Live again.
Rano zrobiłam zadanie z geografii. Po południu poszłam do kościoła z Wojtkiem. Byłoby bardzo fajnie, gdyby nie jeden smutny fakt, a raczej to, kogo po drodze spotkałam...
Teraz siedzę, płaczę, lamentuję nad swoim życiem, mam dość. Już miałam żyletkę w ręce ale się powstrzymałam. Na szczęście.
Chcę zacząć żyć od nowa.
Teraz siedzę, płaczę, lamentuję nad swoim życiem, mam dość. Już miałam żyletkę w ręce ale się powstrzymałam. Na szczęście.
Chcę zacząć żyć od nowa.
czwartek, 12 stycznia 2012
Dobry dzień i wieczne pożegnanie.
Ostatnio coraz częściej miewam dni, które uznaję za bardzo dobre. Na przykład dzisiaj. Jestem zadowolona z biegu wydarzeń. Wstałam sobie spokojnie o 8:00, poszłam na drugą lekcję. Wychowanie do życia w rodzinie z podziałem na grupy. Było nas tylko 6 dziewczyn na lekcji. Było cicho i spokojnie - pięknie. I ciekawie się z nauczycielką rozmawiało. Potem angielski. Otrzymałam ocenę w postaci 5 za opis zdjęcia. Zaraz potem zasiadłam do pisania rozprawki na j. polski, bo zapomniałam zrobić tego w domu. Niemiecki jako tako zleciał, zrobiłam na nim zadanie domowe z matematyki, bo dzień wcześniej nie miałach ochoty. Na matematyce świetnie, pierwszy raz od dawien dawna. Rozumiałam cały temat! Na polskim dostałam ocenę celującą za moją rozprawkę napisaną "na kolanie" dwie godziny wcześniej. Geografia zleciała w miarę szybko, nieźle. Potem dwie lekcje WFu. Pierwsza przeciętna, ale druga? Cudowna, całą godzinę się śmiałam. Nie wiem, dlaczego. A reszta klasy ciągnęła pompę ze mnie.
Dowiedziałam się dzisiaj także czegoś niezbyt radosnego. Czegoś jakby smutnego, dziwnego... nie wiem, jak to nazwać. Ale co to było? To już zachowam dla siebie. Wybaczcie.
Dowiedziałam się dzisiaj także czegoś niezbyt radosnego. Czegoś jakby smutnego, dziwnego... nie wiem, jak to nazwać. Ale co to było? To już zachowam dla siebie. Wybaczcie.
poniedziałek, 9 stycznia 2012
niedziela, 8 stycznia 2012
Krew jest taka ciepła i słodka. Smaczna.
Znów to zrobiłam... Wczoraj, wieczorem.
To było silniejsze ode mnie. Z rozpaczy zaczęłam szukać żyletek, a gdy znalazłam, po prostu to zrobiłam. Widok krwi uświadomił mnie, co robię. To dziwne, ale też mnie usatysfakcjonował. Uzależniłam się. Krew jest taka ciepła i słodka. Smaczna...
czwartek, 5 stycznia 2012
5 dzień nowego roku
Nowy rok trwa. Nie narzekam, jest dobrze, choć nie najlepiej.
Dzisiaj strasznie wiało. Jak szłam do szkoły to prawie się przewróciłam. I oczywiście cała grzywa rozwalona... Historia, angielski i niemiecki jakoś zleciały. Na matematyce dostałam 5 z zadania domowego i 5 z odpowiedzi. Świętujmy! Polski i geografia też w miarę. Z dwóch wf byłam zwolniona, bo szłam na próbę przedstawienia charytatywnego. Potem, w końcu o 16:00 powlokłam się do domu z Dominikiem. Po drodze spotkaliśmy Wojtka ze swoim psem i odprowadził mnie do domu. Tam zastałam kuzynkę ze swoim dzieckiem - Filipkiem. Posiedziałam trochę z nimi, zjadłam obiad, a potem poszłam do siebie.
Jutro wolne, bardzo fajnie. Treningu też nie ma, więc jestem troszkę zawiedziona. No, ale bynajmniej nie muszę iść do szkoły.
A Wam jak mija początek roku?
Dzisiaj strasznie wiało. Jak szłam do szkoły to prawie się przewróciłam. I oczywiście cała grzywa rozwalona... Historia, angielski i niemiecki jakoś zleciały. Na matematyce dostałam 5 z zadania domowego i 5 z odpowiedzi. Świętujmy! Polski i geografia też w miarę. Z dwóch wf byłam zwolniona, bo szłam na próbę przedstawienia charytatywnego. Potem, w końcu o 16:00 powlokłam się do domu z Dominikiem. Po drodze spotkaliśmy Wojtka ze swoim psem i odprowadził mnie do domu. Tam zastałam kuzynkę ze swoim dzieckiem - Filipkiem. Posiedziałam trochę z nimi, zjadłam obiad, a potem poszłam do siebie.
Jutro wolne, bardzo fajnie. Treningu też nie ma, więc jestem troszkę zawiedziona. No, ale bynajmniej nie muszę iść do szkoły.
A Wam jak mija początek roku?
Ostatnio strasznie spodobała mi się ta piosenka,
a fragment 2:50-3:05 wielbię i za każdym razem chce mi się przy nim płakać...
poniedziałek, 2 stycznia 2012
Nadal walczę.
Pierwszy dzień szkoły w nowy rok całkiem udany, jeśli chodzi o naukę. Dostałam 4 z historii, 6 z polskiego i także 6 z zajęć artystycznych. Jestem z siebie zadowolona. Pod względem, hmm... towarzyskim - nieco gorzej.
Przecież obiecałam sobie, że już nie będę tego robić... dziś w nocy znów to zrobiłam. Tak, znów. Wiem, wiem... przecież obiecałam sobie i przyjaciołom! Jak widać, nie jestem ufna. Bynajmniej nie mam tej zasranej, silnej woli. Ale walczę z tym... powoli walczę.
Nie wiedziałam, że to aż tak uzależnia... To jest jak narkotyki, alkohol, papierosy... tylko uzależnia w szybszym tempie. Jestem załamana...
Przecież obiecałam sobie, że już nie będę tego robić... dziś w nocy znów to zrobiłam. Tak, znów. Wiem, wiem... przecież obiecałam sobie i przyjaciołom! Jak widać, nie jestem ufna. Bynajmniej nie mam tej zasranej, silnej woli. Ale walczę z tym... powoli walczę.
Nie wiedziałam, że to aż tak uzależnia... To jest jak narkotyki, alkohol, papierosy... tylko uzależnia w szybszym tempie. Jestem załamana...
Subskrybuj:
Posty (Atom)