czwartek, 16 lutego 2012
Pani pedagog
Rano poszłam wkurzona i spóźniona do szkoły. Nie odzywałam się praktycznie do nikogo, okazywałam, jak bardzo mam wszystko gdzieś. Potem, na wychowawczej było kolejne spotkanie z panią pedagog odnośnie naszych odwiecznych problemów klasowych. Słuchałam tylko trochę, tak na prawdę myśli odbiegały mi gdzieś bardzo daleko. Opieracją głowę o ścianę, kurcząc się na stołku i owijając się swetrem gapiłam się w plakat o jakimś konkursie matematycznym.
Na przerwie usiadłam na schodach. Znów zobaczyłam panią pedagog, tym razem siedzącą obok mnie. Później siedziałyśmy całą lekcję we dwie w bibliotece i rozmawiałyśmy. Powiedziałam jej wszystko. Już mi nie zależało, żeby to ukryć. Zobaczyła nawet moje blizny. Dała mi kilka rad, opowiedziała o paru sprawach, rzuciła kilka niezłych pomysłów. Szczerze mówiąc, myślałam, że to będzie porażka, acz jednak ta rozmowa pomogła mi odrobinę. No i nie byłam na angielskim. grejt.
W zasadzie w obecnym momencie wszystko złe wróciło i ta godzina w bibliotece wydaje mi się bardzo odległa. Jeśli się odważę, to pójdę do niej jeszcze raz, tym razem sama... Na moje słowa, że nie potrafię sobie pomóc odpowiedziała, że w tym momencie sobie pomagam, rozmawiając z nią. Bo nie wszystko można załatwić wylewając swoje żale na blogach. Może częstsze rozmowy z nią dadzą mi w końcu spokój i pomogą odnaleźć szczęście? Obiecała, że mi w tym pomoże, jeśli tylko będę chciała. Lubię ją. Ona wie, o czym mówi. Wierzę, że jest w stanie pomóc mi choć trochę wyjść na prostą. Jeśli zdobędę siły i odwagę. Zobaczymy, jak będzie...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz