sobota, 25 lutego 2012

Dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą.

    Rodzice o wszystkim się dowiedzieli. W szkole też już dawno wiedzą. Może nawet i lepiej - nie mam czego ukrywać.
    Spotkałam się dziś z NIĄ. Pogadałyśmy. Pogodziłyśmy się. Znów jesteśmy przyjaciółkami. Obydwie zostawiłyśmy JEGO za sobą. ON już się dla nas nie liczy. Nie pozwolimy już więcej, by przez jednego, głupiego faceta ta przyjaźń znów ucierpiała.
    To już na prawdę koniec. Ten mroczny okres mam za sobą. Znów zaczynam normalnie żyć.
    Dziękuję wszystkim osobom, które w pomogły mi się z tego wydostać i cały czas mnie wspierały. Paulina, Weronika, Andżelika, Paweł, Wojtek, Edyta, Aldona, Michał, Ania, Martyna, Natalia, Łukasz, Patryk, Agnieszka, Maddie, druga Ania, drugi Łukasz, druga Weronika, mama, pani Marta i wielu innych. Kolejność na prawdę nie ma znaczenia. I przepraszam tych, których nie zdołałam tutaj wymienić. Jestem wszystkim tym ludziom na prawdę wdzięczna. A przede wszystkim jestem wdzięczna Bogu, że postawił ich na drodze mojego życia, bo bez nich być może nie byłoby mnie już na tym świecie.


Po prostu walcz... I nigdy się nie poddawaj, walcz o to na czym Ci zależy. 
A gdy padniesz - to powstań. I nie załamuj się, nie trać nadziei. 
Dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Mam wrażenie, że teraz to już tak na prawdę się kończy... ten najgorszy jak dotąd okres w moim życiu psychicznym i emocjonalnym. Dzisiaj tak szliśmy z Dominikiem ze szkoły; on z zupką chińską, żelkami i chrupkami w rękach, a ja z batonikami popchanymi po kieszeniach. No i tak szliśmy i pochłanialiśmy nasze zapasy. Wyglądaliśmy jak para meneli włóczących się po wsi. Zastanowiłam się i stwierdziłam, że chcę w końcu żyć jakoś normalnie, nie mieć większych zmartwień i problemów... wiem, że może tak się nie da, ale chciałabym mieć co najmniej normalne problemy, jak inni nastolatkowie wokół mnie.

sobota, 18 lutego 2012

Moje "piękne" nóżki.
Chyba muszę się pogodzić ze stanu tej sytuacji i żyć dalej. Walczyć z głupimi nawykami i zachowaniami. Ale nie wiem, czy potrafię, czy dam sobie radę? Jestem pewna, że nie chcę wracać do przeszłości, choć to niełatwe. Wspomnienia i łzy dręczą mnie na każdym kroku.
Wczoraj zachowałam się karygodnie przy Wojtku i Aldonie. Widziałam ich miny, wyobrażałam sobie ich myśli. Wiedziałam, że to się źle skończy, mogłam zostać i z nimi nie iść... A potem w domu... znowu. Znowu ten cholerny napad histerii, znowu te chaotyczne rzucanie się na wszystkie strony, znowu te okropne dreszcze, znowu płacz, drapanie, cięcie...
Mam wrażenie, że siedzi we mnie druga osoba i kieruje mną w tych żałosnych momentach. Uczucie braku własnej woli, robię wszystko tak, jakby ktoś mną kierował... Chcę skończyć, duszę w sobie krzyk, w myślach szarpię się z tą "DRUGĄ JA". Ale wygrywam dopiero po wszystkim, kiedyś już to najgorsze się stało... Nienawidzę tego.

czwartek, 16 lutego 2012

Pani pedagog


    Rano poszłam wkurzona i spóźniona do szkoły. Nie odzywałam się praktycznie do nikogo, okazywałam, jak bardzo mam wszystko gdzieś. Potem, na wychowawczej było kolejne spotkanie z panią pedagog odnośnie naszych odwiecznych problemów klasowych. Słuchałam tylko trochę, tak na prawdę myśli odbiegały mi gdzieś bardzo daleko. Opieracją głowę o ścianę, kurcząc się na stołku i owijając się swetrem gapiłam się w plakat o jakimś konkursie matematycznym.
    Na przerwie usiadłam na schodach. Znów zobaczyłam panią pedagog, tym razem siedzącą obok mnie. Później siedziałyśmy całą lekcję we dwie w bibliotece i rozmawiałyśmy. Powiedziałam jej wszystko. Już mi nie zależało, żeby to ukryć. Zobaczyła nawet moje blizny. Dała mi kilka rad, opowiedziała o paru sprawach, rzuciła kilka niezłych pomysłów. Szczerze mówiąc, myślałam, że to będzie porażka, acz jednak ta rozmowa pomogła mi odrobinę. No i nie byłam na angielskim. grejt.
    W zasadzie w obecnym momencie wszystko złe wróciło i ta godzina w bibliotece wydaje mi się bardzo odległa. Jeśli się odważę, to pójdę do niej jeszcze raz, tym razem sama... Na moje słowa, że nie potrafię sobie pomóc odpowiedziała, że w tym momencie sobie pomagam, rozmawiając z nią. Bo nie wszystko można załatwić wylewając swoje żale na blogach. Może częstsze rozmowy z nią dadzą mi w końcu spokój i pomogą odnaleźć szczęście? Obiecała, że mi w tym pomoże, jeśli tylko będę chciała. Lubię ją. Ona wie, o czym mówi. Wierzę, że jest w stanie pomóc mi choć trochę wyjść na prostą. Jeśli zdobędę siły i odwagę. Zobaczymy, jak będzie...

środa, 15 lutego 2012


Twarda powłoka mojego serca pękła po cichu i wypłynęły z niej krwawe, rzewne łzy... Czuję się jak potwór, jak wstrętny gad, jak bestia. Nie staram się już powstrzymywać łez. Gdy TO przeczytałam, po prostu płakałam... i po raz kolejny uświadomiłam sobie, co sie stało... jak bardzo sie zmieniłam. Jak bardzo siebie nienawidzę, a szczególnie tej świadomości, że przez moją osobą, przez moje zachowanie, PRZEZE MNIE ktoś bardzo cierpi... Ktoś, kto kiedyś był dla mnie prawdopodobnie najważniejszy na świecie. Kiedyś tak bliski, a dziś już całkiem daleki... Mam wrażenie, że to wszystko, co było KIEDYŚ, że ci wszyscy ludzie z przeszłości - to tylko moja wyobraźnia. Że to kolejne historie które powstały i pozostały tylko w mojej głowie...
Jest mi źle. Bardzo źle. Nie po raz pierwszy... Każdy człowiek cierpi. Każdy przeżywa problemy i trudości...
Ale to chyba pierwszy okres w moim życiu, w którym wydarzyło się tak wiele... to pierwszy okres w moim życiu, w którym problemy tak wyniszczyły mnie i moje otoczenie.
Przepraszam Was, z całego serca... przepraszam i mocno wierzę, że Wasze cierpienie w końcu minie, a i zostanie wynagrodzone. Te wszystkie moje boleści są i będą moim zadośćuczynieniem i karą. Mam nadzieję, w końcu wszyscy wyjdziecie na prostą... żyjąc na nowo, beze mnie.



Dzisiaj otululają mnie gorzkie, choć na pozór miłe wspomnienia. Ciągle myślę o przeszłości - i chyba robię źle. Powracają wszystkie emocje, wszystkie uczucia zdawają się być obecne i teraz, we mnie... aczkolwiek tylko momentami, po jakimś czasie to mija. Na szczęście...
Dzisiaj rozmawiałam szczerze z Pauliną... I ona pierwsza spytała: "Dominika, czemu teraz tak bardzo się zmieniłaś? Dlaczego?". Cóż, nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Burknęłam tylko coś o presji otoczenia i o wpływie kształtu TEJ sytuacji na moją osobę. Nikt biorący bezpośredni udział w tym zdarzeniu nie wyszedł, a w zasadzie nie wyjdzie z tego taki sam...


Alice i Diana się zgubiły ._.




niedziela, 12 lutego 2012

Dominika zmarła...

Może niektórzy jeszcze pamiętają tą małą dziewczynkę? Tą na zdjęciu. Tą wesołą, ambitną, bystrą i przepełnioną radosnym życiem istotkę. Niektórzy ją pamiętają. W zasadzie żyła ona do niedawna. Umarła w końcówce 2011 roku, choć proces wyniszczania zaczął się dużo wcześniej... Nosiła imię Dominika. Wszyscy byli dumni z Dominiki, z jej osiągnięć, z jej optymistycznego podejścia do życia, podziwiali ją. Była powszechnie lubiana, nawet kochana, miała wielu znajomych i przyjaciół. Szła przez życie z uśmiechem, nigdy się nie poddawała, gdy już napotkała problemy - rozwiązywała zawsze w mgnieniu oka. Nigdy nic ją nie przytłaczało, żyła po swojemu - co wychodziło jej na dobre. Ale ta osoba zmarła i w tym samym ciele narodziła się, z pozoru całkiem podobna, lecz tak na prawdę całkiem inna dusza. Przybrała to samo imię - Dominika. Ta nowa, zła - nie zna granic, nie ma zasad, żyje z dnia na dzień spoglądając egoistycznym okiem na świat z ciemnego kąta. Rani ludzi, którzy byli od niedawna dla niej bardzo ważni. Ma to wszystko gdzieś. Nie szanuje nic. Nawet siebie. Bez skrupułów z przyjemnością kaleczy swoje ciało, raniąc przy okazji samą siebie - od środka. Jest potworem. Czy kiedykolwiek dusza tej wspaniałej Dominiki wróci?


czwartek, 9 lutego 2012

Alice i Diana...

Siedzę sama w hotelowym pokoju. Nie czuję żadnych konkretnych emocji, tylko jakby smutek, złość, irytację i zażenowanie wymieszane razem. Idę do łazienki. Zabieram ze sobą papierosy, zapałki i żyletki. Siadam naprzeciw rozłożonych rzeczy i robię wyliczankę... czego użyć? A może obu na raz? Odpadają żyletki... ale fajki śmierdzą! Ktoś może zauważyć... A rany się zasłoni i będzie dobrze. Pieprzyć wyliczankę! Chowam zapałki i cygaretki do kieszeni. Siedzę dalej i gapię się w sprawcę moich blizn na rękach i nogach. TRZYMAM go w dłoni. A raczej JĄ. Alice. Gdzieś dalej leży jeszcze jedna, Diana. Wiem, jestem dziwolągiem, nadaję imiona żyletkom. No cóż. A więc, Alice pobłyskuje delikatnie w mojej dłoni i zdaje się szeptać - "użyj mnie!". 
    Chciałabym mieć przyjaciółkę... taką, z którą mogłabym porozmawiać o wszystkim, w każdej chwili. I która rozumiałaby mnie, zawsze, niezależnie od sytuacji. Taka, która dawałaby mi przyjemność i radość...
Taką przyjaciółką w tamtym momencie wydawała mi się Alice, srebrna żyletka.
    Rozcięłam kawałeczek skóry na ręce, przy pomocy Alice. Kąciki moich ust powili uniosły się do góry na widok mikroskopowych kropelek krwi. Alice też zdawała się uśmiechać. Wydawało mi się, że leżąca gdzieś dalej Diana jest zazdrosna i popłakuje cicho. "Wybacz, kochanie. Jesteś zbyt tępa...", pomyślałam. Kolejne cięcie, kolejne kropelki krwi. Zaczynam płakać i osuwam się na podłogę. Nikt nawet nie podejrzewa, że leżę sama (w zasadzie to nie, bo leży ze mną Alice i Diana) na łazienkowej podłodze, że po moich policzkach płyną słone łzy, podobnie jak malutka stróżka krwi spływa po mojej ręce. Zaczynam zlizywać krew. Pyszna. Delikatny, metaliczny smak, jakby lekko słodkawa. Mmmm...
    Słyszę głosy, ktoś się zbliża. Koniec tej komedio-dramatycznej sceny. Spuszczam rękawy swetra, ocieram łzy, biorę głęboki oddech. Spuszczam wodę w ubikacji, dla pozorów. Wychodzę ze sztucznym uśmiechem i... jakoś żyję dalej, ukrywając moją tajemnicę pod rękawem swetra.

wtorek, 7 lutego 2012

Jutro wyjeżdżam.

    Jutro wyjeżdżam, więc dzisiaj dodaję ostatnią notkę...
    Czuję się marnie. Chcę odepchnąć od siebie wszystkich ludzi, nie chcę, by jakikolwiek człowiek miał ze mną coś wspólnego. Nie chcę! Znowu jestem nade niemiła, wredna i bezwzględna. Nic i NIKT nie jest dla mnie ważny. Kill me.




"Cierpię. Jakiś nieznajomy smutek wlewa się w moje serce i zapełnia umysł. Idę tam, gdzie nie ma czegoś takiego, jak czas. Gdzie nic nie jest tym, czym się wydaje. Tam, gdzie nikt mnie nie zrani. Tam, gdzie nie istnieją łzy smutku. Pochłania mnie ta bezgraniczna ciemność. Nie boje się jej, niech jej smukłe ramiona mnie otoczą. Chcę poczuć, jak to wszystko odchodzi w zapomnienie. Jest wspaniale. Już nie muszę leżeć w tej kałuży krwi, która zwie się życiem. Już nie muszę znosić tego bólu, gdzieś tam, w środku. Ale teraz muszę się obudzić. Wrócić do rzeczywistości i czekać na NIĄ, aż w końcu przyjdzie i znów mnie przytuli. Tym razem na zawsze."

poniedziałek, 6 lutego 2012

Ruszyłam się z domu.

    W końcu dzisiaj postanowiłam ruszyć się z domu, do Wezki. Było świetnie. Z resztą, nie mogło być inaczej. Mam mnóstwo ładnych zdjęć, z czego ogromnie się cieszę. Jestem trochę zmęczona, jednak kilkogodzinne latanie z aparatem po pokoju się opłaciło.
    Jeśli chodzi o moje samopoczucie - jest już lepiej. Żyletki leżą nieużywane już od ponad tygodnia, może dwóch, więc jestem z siebie dumna. Miewam jeszcze napady histerii, ale bardzo rzadko. Czasem nadchodzą momenty, w których męczą mnie wyrzuty sumienia, wspomnienia i płacz. Ale to szybko mija. Na szczęście, bo wiadomo, że w takim stanie jestem zdolna do różnych rzeczy. Mama mówiła, że mam dzisiaj nie siedzieć do nocy przy komputerze i przed 00:00 położyć się spać... Chyba jednak posiedzę dłużej, nie zasnę o tej porze.
    Muszę jeszcze posprzątać ciuchy z łóżka i ogarnąć ten bałagan na biurku. Potem poprzerabiam zdjęcia, w końcu tak lubię to robić. ;)

Dobranoc!

Moja mordka. Strasznie dziecinna.

niedziela, 5 lutego 2012

Chłopiec w pasiastej piżamie

    Słucham The Black Keys. I nie wiem, co robić dalej. Może pomaluję, albo napiszę coś w moim zeszycie. Zobaczymy.
    Wczoraj wieczorem napadła mnie ochota na oglądanie filmu. Trafiłam na Chłopca w pasiastej piżamie i nie pożałowałam. Jestem zdziwiona, że wcześniej nie widziałam tego filmu. Najzwyczajniej zaczęłam płakać. Od pewnego momentu łzy nie były w stanie wyschnąć na moich policzkach. To, co się WTEDY działo, jak traktowano tych LUDZI (tak, bo to byli LUDZIE), co z nimi robiono... to jest niewyobrażalne. Film ukazuje bezwzględnie tylko ludzką głupotę. Od dzisiaj nie będę w stanie zachować się obojętnie na dźwięk/widok głupich, rasistowskich żartów o Żydach bądź o innych ludziach wyznających inną wiarę, poglądy, czy ludziach o innym wyglądzie. Nigdy tego nie tolerowałam, ale od dzisiaj nie będę bać się temu protestować. Wszyscy jesteśmy ludźmi, jesteśmy RÓWNI. I powinniśmy szanować się nawzajem.


    Jeśli masz wolny czas, albo jeśli będziesz go miał/a, to KONIECZNIE zobacz ten film. Jest on dostępny TUTAJ, na YouTube, więc możesz go obejrzeć choćby zaraz, bez limitów i ograniczeń.Warto poświęcić 1,5 godziny.


czwartek, 2 lutego 2012

Już nic nie wiem.

    Już nie wiem. Nic nie wiem. Żyję, bo muszę. I już. Gubię się we wszystkim. Wiem, powtarzam się. Ale sytuacja ciągle nie ulega zmianie. Wszystkie nawyki i uzależnienia wracają, nawet się nasilają. Chciałam mniej czasu spędzać przy komputerze - nic z tego. Zaczęłam zapuszczać paznokcie i już nawet bardzo dobrze mi szło - wczoraj wszystko obgryzłam z nerwów. Z żyletką też miał być koniec - nie dałam sobie rady. Świeże blizny po raz kolejny zdobią moje uda. beautiful.
    Zastanawiam się, czy kiedykolwiek uda mi się wyjść z tych dołków i zaprotestować owocnie temu wszystkiemu. Nie wiem... Tak wiele się zmieniło.
    Nienawidzę ludzi. Nienawidzę wychodzić z domu. Nienawidzę słuchać ich fałszywych i pustych słów. Nie potrzebuję słów. Chcę się po prostu do kogoś przytulić. Do kogoś, kto mnie rozumie, do kogoś, kto nie będzie mi się narzucał, kto nie będzie mi próbował pomóc za wszelką cenę...