Ojej, dawno tutaj nie pisałam... Ale chyba wracam po przerwie.
Co u mnie nowego? Niewiele. Ciągle to samo, życie płata mi figle mieszając mi myśli, krzyżując plany i stawiając na mojej drodze coraz to nowsze wyzwania i co gorsza - problemy. Ale na szczęście już w mniejszym stopniu. Jest lepiej, tak - przyznam to.
Straciłam po raz kolejny "przyjaciółki"... Sama nie wiem, to chyba dobrze. W końcu zaczynam odżywać i to marne życie zaczyna mi się podobać. Tak, tego chyba potrzebowałam. Może to głupio brzmi, ale to prawda.
Postawiłam sobie w końcu jakieś cele, nie żyję już z dnia na dzień bez sensu, choć mam jeszcze chwile słabości. Wiadomo, nie stanę się silnym człowiekiem tak z dnia na dzień. To tak, jakby słaby, sportowy amator po jednym treningu i po jednych zawodach został mistrzem świata. Nie, to tak nie działa. Uświadomiłam sobie, że życie jest jakie jest, ale sztuką jest przejść przez nie z uśmiechem - mimo tych wszystkich defektów, i przede wszystkim - nie poddawać się po jednej porażce.
Zaczynam walczyć o przyszłość, zaczynam walczyć o siebie. Czuję, że zaczynam w końcu dojrzewać.